W doświadczeniu sztuki zawsze jest moment, w którym coś w nas lekko drży, choć jeszcze nie wiemy dlaczego. Patrzymy na obraz, kadr filmowy, fragment instalacji, detal architektury... i zanim zdążymy cokolwiek „mądrze” o tym powiedzieć, pojawia się delikatne uderzenie: zachwyt, niepokój, opór, czułość, czasem wręcz fizyczny dyskomfort. Ten pierwszy impuls emocjonalny jest jak sygnał: tu się coś dzieje. Tu nie nie ma obojętności. To właśnie od tego punktu zaczyna się „trójkąt bermudzki” , obszar między emocją, intelektem i interpretacją, w którym odbiorca na chwilę „znika” z powierzchni codzienności.
Emocje są wejściem do tego trójkąta. Z perspektywy psychologicznej emocja nigdy nie jest tylko „problemem do wyciszenia”, lecz informacją o tym, gdzie jesteśmy względem siebie, innych i świata. W kontakcie ze sztuką działa to podobnie: gdy coś nas porusza, dzieło przestaje być neutralnym przedmiotem, a staje się partnerem w relacji. Nie musi być „ładnie”; czasem właśnie to, co nas drażni, narusza nasze nawykowe widzenie, otwiera najciekawszą ścieżkę. W medycynie znamy ten paradoks: ból jest nieprzyjemny, ale właśnie on mówi nam, że coś wymaga uwagi. W sztuce emocja pełni podobną funkcję, to rodzaj diagnostycznego sygnału.
Gdy już coś w nas zarezonuje, do gry wchodzi intelekt. Bez niego pozostajemy w stanie nieukierunkowanego poruszenia istotnego, ale jeszcze nieprzetworzonego. Intelekt nie jest po to, by „zabić magię” dzieła zimną analizą, lecz po to, by nadać strukturę temu, co przeżywamy. Uruchamiamy całą naszą wiedzę o świecie, a także doświadczenia z ludźmi. Zastanawiamy się: co mnie tu tak naprawdę dotyka? Z czym to się łączy w mojej biografii? Jakie symbole, tradycje, style, historie wizualne lub literackie są tu obecne, nawet jeśli nieświadomie?
Intelekt działa trochę jak dobra diagnoza kliniczna: nie usuwa od razu bólu, ale nazywa go, umieszcza w kontekście, pozwala zrozumieć, z czym mamy do czynienia. Z chaosu skojarzeń wyłaniają się linie napięć, przeciwieństwa, możliwe odczytania. Dzieło przestaje być jedynie „czymś, co mnie ruszyło”, a zaczyna być miejscem spotkania między moją wewnętrzną historią a większym światem znaczeń.
Z emocji i intelektualnego porządkowania rodzi się trzeci element trójkąta – interpretacja. To moment, w którym tworzymy własną opowieść o tym, co się wydarzyło między nami a dziełem. Nie chodzi tu o poprawną, akademicką analizę, ale o uczciwą, osobistą narrację: co to dla mnie znaczy? Co mi to robi? Co mi to odsłania, albo czego nie chcę zobaczyć? Interpretacja jest jak szycie: splatamy przeżycie, wiedzę, intuicję, kontekst życiowy, a czasem także wiedzę z obszarów pozornie odległych. Sztuka zaczyna „pracować” nie na poziomie dekoracji, lecz na poziomie tożsamości.
I dopiero przejście przez te trzy obszary: emocje, intelekt, interpretację , daje dziełu realną pretensję do bycia sztuką. Nie w sensie instytucjonalnym (bo coś wisi w galerii lub jest podpisane nazwiskiem znanego artysty), lecz w sensie egzystencjalnym: czy to doświadczenie faktycznie mnie przekształca? Czy wchodzi ze mną w relację na tyle, że zmienia sposób, w jaki patrzę na świat, innych i siebie?
Żeby jednak ten "trójkąt bermudzki" mógł się uruchomić, potrzebne są jeszcze kontekst i narracja. Sztuka nie działa w próżni. Ten sam obraz w zwykłym korytarzu może być jedynie „estetycznym tłem” albo stać się zaproszeniem do rozmowy o lęku, nadziei, granicznych doświadczeniach. Wszystko zależy od tego, jak zostanie osadzony. Kontekst to nie tylko fizyczna przestrzeń, ale także stan psychiczny odbiorcy, jego biografia, zmęczenie, lęk, gotowość lub niegotowość na kontakt ze sobą. Kontekst wnosi przedewszystkim twórca, ale nie zawsze go ujawnia. Natomiast narracja to sposób, w jaki wprowadzamy do dzieła: słowem, ciszą, pytaniem, czy tylko „wieszamy coś na ścianie”, licząc, że jakoś samo zadziała. Narracja to szerokie tło znaczeń, w które jest wpisane dane dzieło..
Wracając do samej metafory trójkąta bermudzkiego wybrałam ją po to, by uchwycić element ryzyka i chwilowej utraty gruntu. W powszechnej wyobraźni trójkąt bermudzki to miejsce, w którym rzeczy znikają z radarów. W kontekście sztuki to zniknięcie jest potrzebne: chodzi o moment, w którym pozwalamy sobie na świadome „zatonięcie” w wytworze. Percepujemy go i jednocześnie puszczamy się jak w ciemność, wykraczając poza linię horyzontu pospolitego doświadczenia świata. Na chwilę rezygnujemy z bezpiecznych kategorii: opłaca się/nie opłaca, przyda się/nie przyda, podoba mi się/nie podoba. Wchodzimy w obszar, w którym nie mamy gotowych odpowiedzi. Im bardziej pozwalamy sobie na to zanurzenie, tym głębiej możemy sięgnąć. Nie zawsze, czasem dzieło nie niesie takiego ładunku, czasem my nie mamy zasobów, by się na nie otworzyć. Ale gdy wszystkie elementy zagrają: gdy emocja wybuchnie lub cicho zabrzmi, intelekt podejmie pracę układania znaczeń, interpretacja złoży to w uczciwą opowieść, a kontekst i narracja stworzą ku temu warunki – wtedy pojawia się szansa na coś, co można nazwać oczyszczeniem.
To oczyszczenie nie jest spektakularną iluminacją ani obietnicą duchowości „na życzenie”. Bardziej przypomina ten moment po trudnej, ale ważnej rozmowie, kiedy nagle czujemy, że coś się w nas rozplątało. Coś, co było zamrożone, zaczyna płynąć. Coś, co było rozproszone, układa się w sensowny wzór. W tym sensie doświadczenie sztuki bywa doświadczeniem duchowym niekoniecznie religijnym, lecz głęboko egzystencjalnym. Dotyka tego, jak istniejemy w świecie, jak rozumiemy cierpienie, czas, relację z innymi, własną skończoność.
Trójkąt bermudzki sztuki nie jest więc elegancką metaforą dla samej metafory. To opis realnego procesu: wchodzimy w dzieło przez emocje, przechodzimy przez intelektualne porządkowanie, wychodzimy przez interpretację, a po drodze (jeśli mamy trochę odwagi) pozwalamy sobie na chwilowe zatonięcie. Znikamy na moment z mapy codziennych ról. I jeśli mamy szczęście, wynurzamy się po drugiej stronie odrobinę inni: bardziej spójni, bardziej świadomi, może trochę bardziej łagodni wobec siebie i innych. I właśnie wtedy sztuka przestaje być „dodatkiem do życia”, a staje się jednym słusznym z miejsc, w których to życie naprawdę się rozstrzyga.
karolina@pracowniakostrzewska.pl
572 267 901